piątek, 21 grudnia 2012

Przygoda z miętusem


W dniu dzisiejszym wybrałem się na ryby z  kolegą z forum ,Firkiem na Parnicę na wody PZW . Planowaliśmy połowić trochę płoci na feedera z gruntu. Zacząłem łowić na kukurydzę , co nie przynosiło większego efektu. Ryby  w ogóle nie chciały współpracować ,a poza tym łowienie utrudniała  ciągle spływająca kra. Postanowiłem że, będę łowił blisko filarów ,na białe robaki , gdyż nie miałem ze sobą czerwonych. Liczyłem na branie jakiegoś drapieżnika ,typu okoń. Na branie nie musiałem długo czekać  .W pierwszych sekundach holu nie byłem pewien co się zawiesiło na haczyku , ponieważ ryba w ogóle nie walczyła .Kiedy podciągnąłem ją do powierzchni, zdałem sobie sprawę co mam na kiju .Moim oczom ukazał się piękny ,ogromny miętus . Dopiero gdy zaczerpnął  powietrza zaczął się miotać . Najtrudniejsze jednak było, przeciągnięcie go przez te wszystkie kry do brzegu . Gdyby kolega Firek  nie podebrał mi ryby ,na pewno bym ją stracił. Łowiłem na feedera mikado MLT 360 do 110g cw. żyłka główna 0,20 przypon 0,14 Rybka ważyła 2,9kg i miała 70cm długości .

sobota, 4 czerwca 2011

SANDACZE Z KANAŁU DĘBICKIEGO


Ostatnie dni spędziłem na wędkowaniu ze znajomymi z forum www.zander.szczecin.pl .W sobotę mały rekonesans na kanale Dębickim .Tego dnia dostałem dwa szczupaczki i sandaczyka około czterdzieści centymetrów .Następnego dnia z samego rana ,ustawiłem się z Piterem z Zandera na ponowny wypad na Dębicki. Było bardzo zimno ,od wody wiał silny wiatr .Nad wodą było kilku wędkarzy i najlepsze miejsca były już zajęte ,więc postanowiliśmy łowić z plaży .Obławialiśmy tak zwaną łachę ,powstałą przy pogłębianiu kanału .W czasie dokładnego obławiania miejscówki trafiłem na małe zagłębienie w dnie i po kilku rzutach wydłubałem z niego sporego sandacza ,który na oko miał dobre dwa i pół kilo .Gdyby nie poświęcenie Pitera ,który rzucił się do wody w adidasach ,pewnie ryba by się spięła .Tego dnia zakończyliśmy wędkowanie ,pozytywnie naładowani ustawiliśmy się na następny dzień .Następnego dnia po pracy około godziny trzynastej ,czekając na Pitera na Parnicy koło straży ,rozłożyłem sprzęt i zacząłem machać ,po kilku chwilach uwiesiło się coś niedużego , pewnie jakiś pstrykacz .Zaraz potem miałem branie sporego leszcza który połknął całą gumę aż do główki a którego to podebrał mi jakiś młody chłopaczek ,łowiący na grunt i to on zrobił mi tą fotę . Zaraz potem zjawił się Piter i pojechaliśmy na Dębicki .Na kanale strasznie wiało ,że nie szło łapać. Złapałem szczupaczka i zwialiśmy z powrotem na Parnicę ,następnie tan złapałem kolejnego pistoleta. Gdy się tylko trochę uspokoiło ponownie pojechaliśmy na Dębicki i tam swoje wędkowanie zakończyłem pięknym sandaczem . Piter oczywiście zachował honor i na koniec złapał szczupaczka . Ale następnym razem pewnie to on mi dokopie:)

niedziela, 27 marca 2011

Parnica


Jest marzec, a ja nie mogę w domu wysiedzieć, więc postanowiłem rozpocząć sezon wędkarski. Pierwszy wypad na Parnicę, koło straży z Piterem i Grześkiem nie był owocny, poza kilkoma leszczykami zahaczonymi przypadkowo za bok oraz paroma pstryknięciami i wyłowionym starym elektrycznym podbierakiem kłusowników - nic nie brało, ale to tylko rekonesans. Odczekałem do następnego weekendu, obmyśliłem taktykę i do boju! W sobotę nad wodą byłem bardzo wcześnie, około godziny 6:30 było bardzo zimno, ale się w końcu coś ruszyło: pierwszą złowioną rybą był mały sandaczyk około 25 centymetrów następnie leszcz, nie więcej jak 70-cio dekowy. Największym zaskoczeniem był piękny jaź, który po dokładniejszych oględzinach okazał się wielką płocią :) Na niedzielę umówiłem się z Piterem, Kamilem i Kristo, spotkaliśmy się przy basenie naprzeciwko złomowiska, postanowiłem ponownie spróbować swoich sił. Oczywiście efekt był taki , że na wędkę trafiły dwa lolki, czyli małe Bolki, oraz ładny okonek, około 28-30 cm. Nie wykorzystanych brań było bardzo wiele, głównie to małe sandałki, czyli pstrykacze , ale łowiłem na kopyta 8-10 centymetrowe z 30-sto gramową główką na haku nr 4, więc nie było szansy na zacięcie. Inni wędkarze łowili na dropa lub na boczny trok, więc co chwila wyciągali nie wymiarowe sandaczyki lub 15-sto centymetrowe okonki. Na razie badam łowisko pod kątem wszelkiego rodzaju wypłaceń, zawad oraz zagłębień w dnie, w których może stać nie jedna piękna sztuka. Jak się trochę obeznam z łowiskiem, na pewno złowię coś wartego pokazania oraz opisania całej przygody na blogu. Na razie wstawiam kilka fotek z dotychczasowymi okazami z Parnicy.

wtorek, 3 sierpnia 2010

Wielki węgorz

Największego węgorza w życiu , co jest trochę zabawne złowiłem na blachę wachadłową łowiąc szczupaki z kolegą Miłoszem.Pływaliśmy łodzią po jeziorze Morzycko w bardzo upalny dzień i od niechcenia machaliśmy czym się da.Szczupaki nie chciały z nami współpracować. Machnąłem blachą na ostro opadający z  1,5-8 metrów stok podwodnej górki.Gdy blacha dotknęła dna poczułem ostre szarpnięcie więc zaciąłem.Walka nie trwała długo, przy burcie łodzi  ukazał się piękny węgorz.

wtorek, 15 czerwca 2010

"NOCNE MANEWRY "czyli wypad na węgorza


Niestety wyjazd z kolegą Robertem na węgorza nad jezioro Morzycko koło miejscowości Moryń nie zaowocował dużymi sztukami. Trzy sznurówki to nie wiele jak na osiemdziesięcio kilometrową jazdę w jedną stronę i całonocną zasiadkę. Myślę, że to wina pogody, która się zmieniła diametralnie. Po ulewie spadła temperatura i zaczął wiać południowo-wschodni wiatr. Gdyby nie poranny wypad na tzw. Wiśniową do rezerwatu przyrody Jezior Siegniewskich, to wyjazd nie należałby do najbardziej udanych. Rano się rozpogodziło, więc zrobiliśmy wiele wspaniałych zdjęć nowych łowisk, nad które na pewno w przyszłości się wybierzemy.

piątek, 11 czerwca 2010

JUTRO ZNAJDĘ PIĘKNE MIEJSCE




Między jeziorem a lasem ledwie widoczna ścieżyna i ja, szukający odpowiedniego stanowiska wędkarskiego. Jest! Drzewa dość wysokie, miejsce z boków osłonięte wysokim sitowiem, twardy brzeg, a więc nic nie pozostaje jak natychmiastowa aneksja wymarzonego miejsca. Tu wędki, obok podbierak, wyżej krzesełko, tam sadzyk, w środku parasol, pod nim torba, niżej zanęta i słoik z robalami, butla z wodą mineralną, butla z colą, termos z kawą, kanapki i teren zagospodarowany. To moje królestwo. Nikt się nie wciśnie. Sam i tylko sam z przyroda. Teraz dwa dobre, dalekie rzuty, wędki na widełki, jeszcze podwieszenie ping-pongów... O kay! Sadowię się wygodnie w foteliku turystycznym i szczęśliwy słucham jak śpiewają ptaszki, jak delikatna fala muska trzcinę, jak szumią drzewa lekko tańczące z wiatrem. To tak musi wyglądać raj. Raj na ziemi i na dodatek jeszcze co chwila świeża ryba w sadzyku i ręka sięgająca do torby po puszkowe piwo...
Człowiek nie zauważa upływającego czasu, a wieczorem pozostaje szara rzeczywistość. Kanapki zjedzone, napoje wypite, sadzyk przepełniony rybami i czas odwrotu. Nawet ciasna torba, która rano była jakaś pakowniejsza, teraz nie może niczego pomieścić. No cóż! Staję na palcach rozglądam się dookoła, nie widzę nikogo. No to frrr - niepotrzebna i pusta butla leci jak "persching" w lewo, druga jak "SS-20" w prawo, puszki niby granaty za siebie. Hura! Wróg pokonany! I tylko jeszcze papier w krzaki, stary chleb do wody, słoik z robalami i resztę zanęty... też do wody. A co? I rybom się należy coś bez ostrych niespodzianek. Szczęśliwy z udanego urlopowego dnia wracam w glorii na biwak, tyle ryb, każdemu coś kapnie. A jutro? Jutro znajdę sobie jeszcze piękniejsze miejsce na brzegu, bo tam gdzie byłem... jakieś chamstwo naśmieciło.

"Magazyn Wędkarski" nr 9/1997

środa, 9 czerwca 2010

MOJA PIERWSZA PRZYGODA ZE SZCZUPAKIEM


Historia ta zdarzyła się jakieś 18 lat temu, kiedy jako trzynastolatek, z kilku letnim doświadczeniem wybrałem się nad jezioro. Jako młodzik byłem zapalonym spławikowcem. Pamiętam, że nieraz udawało mi się wyciągnąć naprawdę niezłego leszcza, lina, a tak przeważnie to płotki i krasnopiórki. Pewnego dnia, pamiętam, że to było lato, po pewnym niefortunnym przycięciu zestaw zaplątał mi się tak, że musiałem go zerwać. Wtedy wyciągnąłem z plecaka blachę, którą dostałem od dziadka kilka dni wcześniej. Zawiązałem ją i począłem spiningować bolonką :) Pierwszą zdobyczą był okonek długości około 15 cm, ale była to moja pierwsza zdobycz wyholowana techniką spinningową. Byłem ucieszony. Wędkowałem dalej i dalej i dalej i po około godzinie rekreacji poczułem nagłe szarpnięcie. Ryba skręcała to w lewo to w prawo na odcinku około 15 metrów. Ja zaskoczony ciężarem i siłą ryby zacząłem wołać kolegę. Pierwsze co zrobiłem to popuściłem hamulec tak, że ryba wybrała około 20 metrów żyłki a potem z wielkim trudem ją ściągałem, nie raz nie dawałem rady i ryba znowu wyciągała żyłkę, ale nie było źle, kumpel dobiegł na miejsce, po jakichś 3 minutach od zacięcia i wyholował szczupaka. Następnie wziął go do ręki i nie cackając się uderzył łbem ryby o kamień. Szczupak, który tak pięknie walczył wyzionął ducha. W domu zmierzyliśmy go, wynik to 65 cm długości. Może nie gigant, ale dla trzynastolatka to było naprawdę coś. Od tego czasu zakochałem się w szczupcach i kontynuuje swoją przygodę z tymi walecznymi drapieżnikami.Szczupaczek był mniej więcej tej wielkości, co na tym,wiele lat później zrobionym zdjęciu.